*Perspektywa Eleny*
-Dobra, śpiewaj. – powiedział Lou stanowczo.
-Ale.. On tu jest. – wskazałam na Hazzę. Nie będę przecież
śpiewała przy kimś kogo nie znam…. No dobra.. -,- Lou też nie znam, ale
przynajmniej dłużej od niego.
- Dawaj, nie będę się śmiać – uśmiechnął się Hazza. Lou
posłał mu spojrzenie typu : „Nie pomagasz”. I ponownie zaczął mnie błagać. Po 8
„proszzę” zgodziłam się. Co ja robię -,-
Pomyślałam dokładnie nad repertuarem i uznałam, że najlepsze będzie :
Phil Collins - Another Day In Paradise ♥. Skończyłam śpiewać i zauważyłam, że
Lou i Hazz gapią się na mnie bez przerwy w ogóle się nie ruszając. Znowu coś
zjechałam z tonu. Egh. Wiedziałam.
-Aż tak źle ? – zapytałam niepewnie. ale Lou podniósł ręce i
zaczął klaskać. Uśmiechnęłam się lekko. Może jednak, nie zjechałam z tonu. Po
chwili do Lou dołączył Hazza. Klaskali mi tak z 10 min, a ja nie wiedziałam co
zrobić. Ukłoniłam się na tyle ile mogłam na szpitalnym łóżku i po prostu śmiałam
się do nich co odwzajemniali. Louis uśmiecha się szczególnie słodko. To takie
urocze J
Zresztą. U Lou wszystko jest przepiękne. Dobra ogarnij się nie wzdychaj do
faceta, który ZOSTAWI CIĘ PRZY PIERWSZEJ LEPSZEJ OKAZJI NA PASTWE LOSU. -,-
Dobra. Już. Oddycham. Czy ja wyglądam na osobę która ma chłopakofobie ? Nie.
Wiedziałam -,- OK. Dobra koniec.
-A co z kawą ? – zwróciłam się do Loczka.
-A co tak bardzo lubicie zostawać sami ? – uśmiechnął się
zadziornie. Spojrzałam się na Lou. Oboje chyba się trochę zaczerwieniliśmy. No
co wy byście zrobili w takiej sytuacji ? Hazz postawił nas pod ścianą.
- Jakoś… Tak… :/ Umiarkowanie. – skłamałam.
- No to co ? Cafe Late ? – zapytał się Harry zrezygnowany.
- No… Ujdzie. – mruknęłam. Loui spojrzał się na mnie i uśmiechnął
się lekko.
- To może dla mnie tylko zwykłą kawę ? – powiedział. Hazz
uśmiechnął się ironicznie i wyszedł.
*Perspektywa Harr’ego*
Zatrzasnąłem drzwi i wyszedłem spokojnie z pokoju.
Skierowałem się w stronę automatu.
- Młody człowieku ! Co ty tu robisz ? –usłyszałem za plecami
kobiecy głos, odwróciłem się a za moimi plecami stała pielęgniarka, która nie
chciała wpuścić mnie i Louisa do Eleny. No pięknie się w pakowałem. Umieram z
radości -,- Co robić ? Uciekać ? Nawet jeżeli to zrobię to i tak wybiegnę z
budynku. Czy tak, czy tak już tu nie wrócę. Podszedłem do niewysokiej kobiety i
oznajmiłem jej, że pójdę sobie i nie będę przeszkadzać. Babka miała mnie na oku
aż do samego wyjścia ! Otworzyłem wielkie szklane drzwi. Poczułem świeże
powietrze. Prawie pół godziny spędzonych w pomieszczeniu z zapachem
antybiotyków , lekarstw i trupów. Oj dobra. Nie będę wam obrzydzać szpitali xD Dobra
trzeba poinformować zakochańców, że nie doczekają się jednak kawy. Trudno. Nie
rozumiem tylko Lou. Jeszcze pare dni temu płakał po Eleonor, a teraz już
mizdrzy się z Eleną ! Normalny człowiek by trochę poczekał. Dobra nie wnikam.
Wyjąłem mojego Iphona. Poszpanuję wam troszkę. :P I wyszukałem w kontaktach
numer mojego „przyjaciela”. Bo szczerze nie wiem kim dla mnie jest. Przez Elanor nasze relacje się „troszkę”
popsuły. Co mam powiedzieć ? Wolał ją ode mnie. Wybrałem zieloną słuchawkę. Przyłożyłem
telefon do ucha i czekałem na połączenie. Zaraz potem usłyszałem głos Louisa. „Człowieku,
do automatu jest z 5 metrów,
a ty nie wracasz od 15 min. Zgubiłeś się ?”
-Nie – odpowiedziałem. – Pielęgniarka wygoniła mnie ze
szpitala.
-Poradzisz sobie sam ? – zapytał.
-Yyy Tak….Tak ! – powiedziałem. Rozłączyłem się i ruszyłem
po schodach w stronę chodnika. Nie mam auta. Przyjechałem z Louisem. No to się
przejdę. Włożyłem ręce w kieszenie i skręciłem w prawo. Szedłem po chodniku
bawiąc się jak małe dziecko. Byle nie na linie łączące płytki. Wiecie taki
powrót do dzieciństwa. XD.
*20 min później*
Wszedłem do małej knajpki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Uznałem, że mały stolik obok okna w rogu będzie najlepszy. Zero ludzi, zero
brudu, zero zgiełku. Rozsiadłem się w czerwonym fotelu i zawołałem kelnera.
- Dzień Dobry ! Co panu podać ? – usłyszałem roześmiany,
znajomy głos. Odruchowo odwróciłem się i zobaczyłem Lexi ! Zupełni inna od tej
w szpitalu. Weselsza i mniej kłótliwa.
- Taa Przepraszam – podrapałem się po głowie.
- Nie… Wiesz.. Chyba ja powinnam przeprosić.. – przygryzła wargę.
Uśmiechnąłem się lekko. – Dobra – powiedziała pisząc mi coś na karteczce – masz
to. Teraz nie mogę gadać. Zadzwoń. – podała mi karteczkę i odeszła do
następnych klientów. Ja zacisnąłem kawałek papieru włożyłem do kieszeni i wyszedłem
z knajpki. Zadowolony i uśmiechnięty.
*
Najkrótszy. Po prostu mój czas jest ograniczony. Wena też. No i miałam karę na kompa. W rekompensacie napisze wam sobotę rozdział. Proszę o wyrozumiałość.