środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 3 "Czy ja wyglądam na osobę która ma chłopakofobie ?"




                                               *Perspektywa Eleny*

-Dobra, śpiewaj. – powiedział Lou stanowczo.
-Ale.. On tu jest. – wskazałam na Hazzę. Nie będę przecież śpiewała przy kimś kogo nie znam…. No dobra.. -,- Lou też nie znam, ale przynajmniej dłużej od niego.
- Dawaj, nie będę się śmiać – uśmiechnął się Hazza. Lou posłał mu spojrzenie typu : „Nie pomagasz”. I ponownie zaczął mnie błagać. Po 8 „proszzę” zgodziłam się. Co ja robię -,-  Pomyślałam dokładnie nad repertuarem i uznałam, że najlepsze będzie : Phil Collins - Another Day In Paradise ♥. Skończyłam śpiewać i zauważyłam, że Lou i Hazz gapią się na mnie bez przerwy w ogóle się nie ruszając. Znowu coś zjechałam z tonu. Egh. Wiedziałam.
-Aż tak źle ? – zapytałam niepewnie. ale Lou podniósł ręce i zaczął klaskać. Uśmiechnęłam się lekko. Może jednak, nie zjechałam z tonu. Po chwili do Lou dołączył Hazza. Klaskali mi tak z 10 min, a ja nie wiedziałam co zrobić. Ukłoniłam się na tyle ile mogłam na szpitalnym łóżku i po prostu śmiałam się do nich co odwzajemniali. Louis uśmiecha się szczególnie słodko. To takie urocze J Zresztą. U Lou wszystko jest przepiękne. Dobra ogarnij się nie wzdychaj do faceta, który ZOSTAWI CIĘ PRZY PIERWSZEJ LEPSZEJ OKAZJI NA PASTWE LOSU. -,- Dobra. Już. Oddycham. Czy ja wyglądam na osobę która ma chłopakofobie ? Nie. Wiedziałam -,- OK. Dobra koniec.
-A co z kawą ? – zwróciłam się do Loczka.
-A co tak bardzo lubicie zostawać sami ? – uśmiechnął się zadziornie. Spojrzałam się na Lou. Oboje chyba się trochę zaczerwieniliśmy. No co wy byście zrobili w takiej sytuacji ? Hazz postawił nas pod ścianą.
- Jakoś… Tak… :/ Umiarkowanie. – skłamałam.
- No to co ? Cafe Late ? – zapytał się Harry zrezygnowany.
- No… Ujdzie. – mruknęłam. Loui spojrzał się na mnie i uśmiechnął się lekko.
- To może dla mnie tylko zwykłą kawę ? – powiedział. Hazz uśmiechnął się ironicznie i wyszedł.


                                            *Perspektywa Harr’ego*

Zatrzasnąłem drzwi i wyszedłem spokojnie z pokoju. Skierowałem się w stronę automatu.
- Młody człowieku ! Co ty tu robisz ? –usłyszałem za plecami kobiecy głos, odwróciłem się a za moimi plecami stała pielęgniarka, która nie chciała wpuścić mnie i Louisa do Eleny. No pięknie się w pakowałem. Umieram z radości -,- Co robić ? Uciekać ? Nawet jeżeli to zrobię to i tak wybiegnę z budynku. Czy tak, czy tak już tu nie wrócę. Podszedłem do niewysokiej kobiety i oznajmiłem jej, że pójdę sobie i nie będę przeszkadzać. Babka miała mnie na oku aż do samego wyjścia ! Otworzyłem wielkie szklane drzwi. Poczułem świeże powietrze. Prawie pół godziny spędzonych w pomieszczeniu z zapachem antybiotyków , lekarstw i trupów. Oj dobra. Nie będę wam obrzydzać szpitali xD Dobra trzeba poinformować zakochańców, że nie doczekają się jednak kawy. Trudno. Nie rozumiem tylko Lou. Jeszcze pare dni temu płakał po Eleonor, a teraz już mizdrzy się z Eleną ! Normalny człowiek by trochę poczekał. Dobra nie wnikam. Wyjąłem mojego Iphona. Poszpanuję wam troszkę. :P I wyszukałem w kontaktach numer mojego „przyjaciela”. Bo szczerze nie wiem kim dla mnie jest.  Przez Elanor nasze relacje się „troszkę” popsuły. Co mam powiedzieć ? Wolał ją ode mnie. Wybrałem zieloną słuchawkę. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem na połączenie. Zaraz potem usłyszałem głos Louisa. „Człowieku, do automatu jest z 5 metrów, a ty nie wracasz od 15 min. Zgubiłeś się ?”
-Nie – odpowiedziałem. – Pielęgniarka wygoniła mnie ze szpitala.
-Poradzisz sobie sam ? – zapytał.
-Yyy Tak….Tak ! – powiedziałem. Rozłączyłem się i ruszyłem po schodach w stronę chodnika. Nie mam auta. Przyjechałem z Louisem. No to się przejdę. Włożyłem ręce w kieszenie i skręciłem w prawo. Szedłem po chodniku bawiąc się jak małe dziecko. Byle nie na linie łączące płytki. Wiecie taki powrót do dzieciństwa. XD.

                                                      *20 min później*

Wszedłem do małej knajpki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Uznałem, że mały stolik obok okna w rogu będzie najlepszy. Zero ludzi, zero brudu, zero zgiełku. Rozsiadłem się w czerwonym fotelu i zawołałem kelnera.
- Dzień Dobry ! Co panu podać ? – usłyszałem roześmiany, znajomy głos. Odruchowo odwróciłem się i zobaczyłem Lexi ! Zupełni inna od tej w szpitalu. Weselsza i mniej kłótliwa.
- Taa Przepraszam – podrapałem się po głowie.
- Nie… Wiesz.. Chyba ja powinnam przeprosić.. – przygryzła wargę. Uśmiechnąłem się lekko. – Dobra – powiedziała pisząc mi coś na karteczce – masz to. Teraz nie mogę gadać. Zadzwoń. – podała mi karteczkę i odeszła do następnych klientów. Ja zacisnąłem kawałek papieru włożyłem do kieszeni i wyszedłem z knajpki. Zadowolony i uśmiechnięty.

*

Najkrótszy. Po prostu mój czas jest ograniczony. Wena też. No i miałam karę na kompa. W rekompensacie napisze wam sobotę rozdział. Proszę o wyrozumiałość.